GW rozpoczęła przed czterema dniami kolejną akcję insynuującą jako przyczynę katastrofy mityczne "naciski osób trzecich", przy okazji czego pojawił się ciekawy wątek zaginionego kokpitu Tupolewa.
Akcja miała następujący przebieg: po pierwsze artykuł na temat piątego głosu w kabinie (prawdopodbnie kobiecego). Po dwóch dniach – artykuł ‚przeciek‘ z informacją, że głos należał prawdopodobnie do dyrektora protokołu z MSZ – p. Kazany oraz natychmiastowy artykuł-news z zeznaniem naocznego świadka katastrofy („Świadek: w kokpicie tupolewa było ciało piątej osoby“) o następującej treści:
„Nikołaj Łosiew, emerytowany pilot wojskowy, właściciel pobliskiej działki, był na miejscu w 20 minut po katastrofie w Smoleńsku. Jak powiedział Polskiemu Radiu, w rozbitej kabinie widział oprócz członków załogi przypiętych pasami do foteli ciało jeszcze jednej osoby. Łosiew nie potrafił powiedzieć nic więcej o tej osobie.
Podkreślił też, że na miejscu zdarzenia szybko pojawiła się milicja, która nakazała wszystkim opuszczenie miejsca katastrofy.“
W związku z tymi artykułami, nasuwają się pytania – nie dotyczące bezpośrednio problemu piątego głosu (który jest problemem całkowicie sztucznym i służy wyłącznie dezinformacji) natomiast pojawiających się przy okazji tego wątku.
Pierwsze i najważniejsze z nich to czy Nikołaj Łosiew był jedyną osobą, która widziała kokpit rozbitego Tupolewa? W mediach popularne jest zdjęcie przewroconego dnem do góry ogona samolotu z wyrwaną klapą, przez co całość wygląda trochę jak kokpit, ale na pewno nim nie jest. Na żadnym zdjęciu z katastrofy nie widać było przedniej części samolotu. Na zdjęciach satelitarnych z miejsca katastrofy – również tych w dużej rozdzielczości – nie ma śladu po kokpicie. Co więcej – materiał filmowy nagrany przez telewizję (chyba TVN) pokazujący złożony ze szczątków wrak Tupolewa na płycie lotniska w Smoleńsku – pokazuje, że z przedniej części samolotu nie zachowało się nic – lub prawie nic. Skąd więc ta tajemnicza relacja? Kokpit jest ciężko pomylić – szczególnie, kiedy jest się emerytowanym pilotem wojskowym, jak świadek Łosiew.
Jest to o tyle zastanawiające, że w kontekście "rozpoznawalnych ciał pilotów", bardzo dziwne wydaje się, że akurat ciała całej załogi (oraz pięciu z siedmiu generałów) wróciły do Polski w ostatnim transporcie – jako te, które było najciężej rozpoznać/zidentyfikować. Jest tu duża nieścisłość – bo albo piloci byli możliwi do rozpoznania z zewnątrz kokpitu (niezniszczonego) albo z tego kokpitu nic się nie zachowało i pilotów trzeba było identyfikować ponad tydzień czasu wg DNA. Ktoś tu kłamie.
Oczywiście – prawdopodobne jest, że z prawdą mija się świadek, który być może jest w danej chwili jedynie wygodny jako „postronny“ głos potwierdzający wersję GWna o piątym głosie, piątej osobie i (w domyśle) upragnionych naciskach. To, że wprowadza on całkowicie sprzeczną z dotychczasowymi informacjami daną o istnieniu kokpitu – jakoś autorom artykułu uciekło.
Druga sprawa to interesujące pytanie o godzinę pojawienia się na miejscu służb porządkowych/ratunkowych. Świadek mówi, że był na miejscu katastrofy po 20 minutach (tak jest w tekście GW). Następnie twierdzi, że „na miejscu zdarzenia szybko pojawiła się milicja, która nakazała wszystkim opuszczenie miejsca katastrofy“. Chciałbym zapytać – szybko od zdarzenia czy szybko od przybycia pana Łosiewa? I czy były to pierwsze patrole milicyjne na tym terenie? Jeżeli to było 20 minut od katastrofy samolotu to sprawa ta wygląda naprawdę kiepsko.
Tak czy inaczej - przy okazji tekstow na zupełnie inny temat pojawiają się interesujące detale.
http://wyborcza.pl/1,105743,7844011,Piaty_glos_w_kokpicie__Ale_czyj__Stewardessy__czy.html
http://wyborcza.pl/1,75248,7851954,Piaty_glos_w_kokpicie__dyrektor_Kazana_.html
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,7853693.html